Przejdź do zawartości

Edmund Burke

Z Wikipedii, wolnej encyklopedii
To jest stara wersja tej strony, edytowana przez Szoltys-bot (dyskusja | edycje) o 19:48, 19 lip 2017. Może się ona znacząco różnić od aktualnej wersji.
Edmund Burke
Grafika satyryczna przedstawiająca Edmunda Burke. 1782

Edmund Burke (/bɜːrk/; ur. 12 stycznia 1729 w Dublinie, zm. 9 lipca 1797 w Beaconsfield) – irlandzki filozof i polityk, twórca nowoczesnego konserwatyzmu, krytyk rewolucji francuskiej, wolnomularz[1].

Życiorys

1729-1775

Urodził się w adwokackiej rodzinie w Dublinie. Uczył się w szkole w Kildare, a potem w Trinity College w Dublinie, który był bastionem kościoła anglikańskiego w Irlandii. W 1756 ożenił się, w 1758 urodził mu się syn. Od 1759 przez trzydzieści lat współpracował z rocznikiem „The Annual Register”. W 1766 został wybrany do parlamentu. Jego przełożonym w partii Wigów był Charles Watson-Wentworth, 2. markiz Rockingham, jednak Edmund Burke szybko stał się jednym z czołowych polityków wigowskich i miał na tyle wpływu w jej szeregach, by wprowadzić więcej dyscypliny do pracy gabinetu. Przykładowo markiz Rockingham nie widział nic przeciwko oglądaniu ulubionych wyścigów konnych w czasie ciężkiego kryzysu rządowego.

1775-1790

Burke próbował zrozumieć pobudki kierujące amerykańskimi buntownikami przeciw Koronie Brytyjskiej. Uważał, że rewolucja amerykańska powołuje się na anglosaskie tradycje prawne. On i brytyjscy wigowie jednak nie do końca rozumieli amerykańskie postulaty. Zakładali, że Amerykanie żądają swej reprezentacji w parlamencie, podczas gdy oni tak naprawdę chcieli, by uznano ciała ustawodawcze poszczególnych kolonii za równorzędne parlamentowi brytyjskiemu. Kult parlamentaryzmu wśród wigów przeszkadzał im w zrozumieniu amerykańskich postulatów. Kolonialny sposób myślenia bezskutecznie próbował wyjaśniać w Londynie Benjamin Franklin. Wigowie niechcący pogrzebali możliwość ugody z Ameryką.

Przeciw wigowsko-proamerykańskim artykułom Burke’a wystąpił z serią własnych torys Samuel Johnson, który dowodził, że nie można uprawiać „częściowego nieposłuszeństwa” wobec Korony, jak to robili koloniści, ponieważ z zasady każda władza jest absolutna i można się jej albo podporządkować albo nie.

1790-1797

Wydane w 1790 Rozważania o rewolucji we Francji można uznać za początek doktryny konserwatyzmu-ewolucjonizmu i koniec epoki oświecenia. Jednocześnie znajdujemy w jego doktrynie elementy, które sprawiają, że można go uważać za liberała i demokratę (popieranie zasady równowagi sił politycznych, niezależność parlamentu, prawa kolonii amerykańskich do niepodległości). Jego twórczość wywarła poważny wpływ na ideologię romantyzmu niemieckiego. Burke był zwolennikiem ewolucyjnych zmian, szacunku dla twórczości, dziedzictwa wcześniejszych pokoleń. Uważał, iż pozbawione sensu jest niszczenie i budowanie świata od zera.
Według Burke’a człowiek jest istotą rozumną. Rozumowi nie można jednak bezwzględnie ufać, ponieważ człowiekiem targają liczne żądze i namiętności, które generowane są przez sprzeczne interesy. Ponieważ owe interesy zderzają się ze sobą i wywołują liczne napięcia, naturę ludzką należy oceniać negatywnie.

Burke rewolucję traktował jako niedozwolone zerwanie ciągłości historycznej. Naród jest dziełem wielu generacji, tych przeszłych, obecnych i przyszłych. Żadna generacja nie ma prawa podejmowania decyzji w imieniu pozostałych. Rewolucja jest właśnie taką nieuprawnioną decyzją. Burke godził się jednak, z pewnymi „zdobyczami rewolucji” i zamierzał włączyć je do wartości mających zostać konserwowanymi, z czym nie zgadzał się Joseph de Maistre (konserwatyzm tradycjonalistyczny).

Pisał o tym w 1790 roku, jeszcze zanim jakobini urządzali swe masowe mordy, lecz wiedział z pism Rousseau i Holbacha, że francuskie wizje polityczne, jako zbyt abstrakcyjne, wyrozumowane i pełne pogardy dla tradycji są skazane na niepowodzenie.

W Anglii polemizowali z nim pro-rewolucyjni pisarze jak Thomas Paine.

Zmarł w 1797, kazał swe prochy rozsypać, by jakobini, którzy, jak wierzył, zwyciężą i przybędą mordować Anglików, nie zbezcześcili jego grobu.

Poglądy

Ciężko mówić o jednej, spójnej filozofii Burke’a. Jego poglądy są bardziej reakcją na problemy, które napotykał będąc posłem do Izby Gmin. Praktyka stanowiła dla niego punkt wyjścia, od której to wychodził na szersze pole – teorii. Poglądy Burke’a rozwijały się przez całe jego życie, jednakże ich podstawy pozostawały niezmienne. Kolejne wydarzenia prowadziły bardziej do ich sprecyzowania, niż zmiany. 

Władza a parlament

Nie mamy żadnej władzy arbitralnej, którą moglibyśmy dać, ponieważ władza arbitralna nie jest rzeczą, którą jakikolwiek człowiek może posiadać, ani też taką, którą jakikolwiek człowiek może dać.[2]

Tam gdzie jest władza, tam automatycznie musi pojawić się jej ograniczenie. Jednej władzy musi być przeciwstawiona inna, bowiem tylko ścieranie się różnych sił może uchronić społeczeństwo od nadużyć i zagwarantować przynależne mu swobody. Należy zatem ograniczyć uprawnienia króla, a ciężar władzy przenieść tam, gdzie takie ścieranie jest rzeczą naturalną – do parlamentu. Król winien być jedynie symbolem państwa, strażnikiem jego ciągłości i gwarantem umowy między rządzącymi a rządzonymi. Lojalność wobec króla musi być fundamentem państwa, ale nie znaczy to, że rząd musi być od niego bezpośrednio uzależniony.

Wzmocnienia parlamentu chciał Burke dokonać poprzez zmianę nastawienia do partii politycznych. Rządzący mieli się kierować interesem narodowym, a nie chwilowymi zachciankami obywateli.

Burke nie uważał, żeby każdy człowiek miał prawo do udziału we władzy. Uważał natomiast, że każdy ma prawo być dobrze rządzony. Celem parlamentu jest nie tylko reprezentacja obywateli, ale przed wszystkim odkrywanie interesu narodowego. Wyborcami mogą być więc tylko ci, którzy mają odpowiednie ku temu kwalifikacje. Muszą posiadać własność, która uczy odpowiedzialności i ostrożności w podejmowaniu decyzji, pewne wykształcenie, doświadczenie i wolny czas – sprzymierzeńca rozwagi.

Wybierają oni na posłów ludzi, których znają i którym ufają, nie mogą jednak wiązać ich konkretnymi instrukcjami.

Parlament nie jest kongresem amerykańskich ambasadorów różnych i wrogich interesów. Jest zgromadzeniem jednego narodu, o jednym interesie, interesie całości – którym kierować powinny nie lokalne cele, czy lokalne przesądy, ale wspólne dobro.[3]

Tylko w dyskusji tak pojmowanych reprezentantów społeczeństwa możliwe jest rozwiązywanie skomplikowanych politycznych zagadnień.

Dlatego mąż stanu, aby podjąć decyzję, musi kierować się doświadczeniem i roztropnością. Praktycyzm tego rozwiązania nasuwa myśl, by uznać Burke’a za utylitarystę. Byłoby to zbyt pochopne, według Burke’a mąż stanu powinien wziąć pod uwagę wszelkie okoliczności, ale w żadnym razie nie zapominać o zasadach i wartościach. „Stosowność” decyzji nie sprowadza się do jej użyteczności, musi ona równocześnie spełniać fundamentalne wymogi sprawiedliwości. 

Władza a ludzie

Rządzeni nie mają prawa do wypowiedzenia posłuszeństwa prawowitemu rządowi pod wpływem chwilowego nastroju.

Człowiek w okresie przedspołecznym ma dwa prawa wynikające z nieograniczonej wolności: do samozachowania i samoobrony. Jednak jako istota rozumna wybiera życie w społeczności, która pomagając okiełznać ludzkie namiętności, czyni egzystencję bardziej bezpieczną i spokojną. Wówczas jednak wolność jednostki musi zostać ograniczona, a prawo do samoobrony, w jej własnym interesie – odebrane. Nie można mieć jednocześnie praw stanu przedspołecznego i przywilejów stanu społecznego.

Umowa nie ma charakteru jednostronnego, władza nie jest jedynie sługą społeczeństwa. Obie strony mają zarówno prawa jak i obowiązki. Władza – prawo do domagania się posłuszeństwa od rządzonych i obowiązek dbania o ich interes. Społeczeństwo – obowiązek lojalności wobec władzy i prawo do zagwarantowanych swobód.

Tylko poważne naruszenie umowy może usprawiedliwić jej rozwiązanie – w przypadku władzy tyrańskiej ludzie odzyskują naturalne prawo do samoobrony.

Naturalnym stanem człowieka jest cywilizacja, bo dzięki wytworzonym w niej instytucjom może okiełznać swoją złą naturę i dążyć do doskonałości i cnoty. 

Stan społeczeństwa obywatelskiego jest stanem natury – i to znacznie prawdziwiej niż dziki i bezładny sposób życia. Człowiek jest z natury rozumny i nigdy nie będzie w pełni zadowolony w swym naturalnym stanie, a tylko wtedy, gdy umieszczony zostanie tam, gdzie rozum może być najlepiej kultywowany i gdzie najbardziej on dominuje.[4]

Tak więc umowa, choć możliwe, że w momencie powstania miała dobrowolny charakter, teraz z całą pewnością ma inny. Rodząc się, stajemy się członkami społeczeństwa, a zobowiązania z tej umowy wynikające zostają na nas nałożone bez naszej zgody. Stajemy się częścią narodu, łańcucha pokoleń złączonego powinnością wypełnienia pradawnej umowy, powinnością życia w cywilizacji, umożliwiającą realizowanie nakazów moralnych i kultywowanie cnoty. Bycie członkiem takiej wspólnoty przynosi liczne korzyści, choćby możliwość z korzystania z wielkiej skarbnicy nagromadzonego przez wieki doświadczenia, ale i konkretne obowiązki: niesprzeniewierzanie się duchowi przodków i zachowywania ich osiągnięć dla przyszłych pokoleń.

Jedną z pierwszych i najważniejszych zasad uświęcających państwo i prawa jest bowiem zasada głosząca, że jego przejściowi właściciele i dożywotni dzierżawcy nie powinni działać tak, jakby byli jego wyłącznymi panami, niepomni na to, co otrzymali od przodków i co winni są potomnym.[5]

Burke więc stanowczo opowiada się przeciw temu, aby każde pokolenie na nowo określało warunki społecznego kontraktu.

Nakaz szacunku do tradycji, dla ukształtowanych instytucji ustrojowych, dla naturalnie powstałych wspólnot i więzi społecznych opiera się na przekonaniu o ograniczonych możliwościach rozumu jednostki. Rozum nie może objąć swoim wąskim spojrzeniem całego bogactwa rzeczywistości. Dlatego nad wszystkie abstrakcyjne, aprioryczne teorie należy przedłożyć to, co jest efektem pracy poprzednich pokoleń.

Burke nie odmawia jednak obywatelom prawa do zmieniania czegokolwiek w państwie – rozumie konieczność dokonywania reform. Lecz muszą być one cząstkowe, rozważne i odwoływać się do przeszłości. 

Skłonność do zachowywania i zdolność ulepszania wzięte razem – oto wzór męża stanu.[6]

Prawdziwą moc posiadają tylko te instytucje i prawa, które opierają się na zwyczaju. Rząd winien więc traktować je z ogromną troskliwością, dbać by nie stały się martwe i jednocześnie własną działalnością ich nie uśmiercać. W dobrym społeczeństwie nic nie jest ani zupełnie nowe, ani zupełnie stare. Nic nie powinno dziać się nagle, zmiany musza następować, lecz prawie niedostrzegalnie – nie zniszczą wtedy misternej sieci społecznych powiązań, tak niezmiernie trudnej do stworzenia, a tak prostej do zerwania. 

Jednostka a społeczeństwo

Główną ideą Burke’a jest harmonia. Równowaga rządzących i rządzonych, interesu prywatnego i publicznego, struktury społecznej etc.

Wszelkie tendencje ujednolicające są szkodliwe. Obywatele są równi wobec prawa i obowiązuje ich jedna moralność. Żadna inna równość nie istnieje. Nie jest to niesprawiedliwe, wyższa pozycja nie gwarantue większego szczęścia. Arystokracja jest czynnikiem konstytuującm naród. Jej przypadają największe przywileje, ale i największa odpowiedzialność. Burke’owi idzie o naturalną arystokrację – cnoty i rozumu. Uszczypliwie wypowiada się o arystokracji z urodzenia. Przyznaje, że nie należy przeciwstawiać się naturalnemu procesowi selekcji elit. Wejście do niej powinno być możliwe, co nie znaczy, że proste.

Droga owa powinna być tym trudniejsza, że arystokracja wiąże się dla Burke’a z własnością. Własność jest najpożyteczniejszą podstawą rządzenia, dlatego struktura parlamentarnej reprezentacji powinna odwzrorowywać strukturę własności. Własność jest z natury rzeczy „bojaźliwa i opieszała”, więc łączy się raczej z umiarkowaniem i zachowaniem ciągłości, niż  z pragnieniem zmiany.

W takim naturalnie ukształtowanym, hierarchicznym społeczeństwie relacja między władzą a obywatelem nie jest relacją jedyną i w żadnym razie nie najważniejszą. Na społeczeństwo składają się bowiem niezliczone ciała pośredniczące: od rodziny i społeczności lokalnej poczynając. Prawo i siła nie są tu jedynym spoiwem, ważniejsze są więzi nieformalne, zwyczajowe lojalności, wspólne wierzenia i poglądy oparte na przesądach.

Społeczeństwo jest wspólnotą organiczną – lecz, jak zawsze w przypadku Burke’a nie należy z tej tezy wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Mówiąc, że każdy człowiek ma swoje zadanie do spełnienia, kładąc nacisk na jego społeczną naturę, Burke wcale nie zmierza w stronę przekonania o konieczności ubóstwienia państwa. Zbiorowość nie przesłania mu jednostki – to jej szczęście przede wszystkim ma na względzie. Szczęście nie sprowadza się bowiem tylko do realizacji potrzeb wiążących się ze wspólnotą, ale tylko w niej wolność może być czymś trwałym i niezagrożonym. Osiągnięta została w nim proporcja między przymusem a wolnością.

Porządek owocuje bezpieczeństwem i poczuciem pewności. Ogranicza anarchiczne i destrukcyjne instynkty wolności. Burke zawsze przedstawiał się jako jej obrońca, ale nie  tej abstrakcyjnej. W oczach Burke’a społeczeństwo ze swoimi nakazami i zakazami, prawami i obowiązkami nie jest wrogiem wolności.

Wolność bowiem możliwa jest nie wbrew społeczeństwu, ale dzięki niemu. Prawdziwa wolność to wolność społeczna, cywilizowana, ograniczona i rozumna, w żadnym razie nie ślepo indywidualistyczna i samolubna. Tak pojmowana wolność nie jest wartością, której należy strzec.

Nie znaczy to jednak, że to jedyna wartość warta uwagi. Porządek, własność, tradycja, moralność to sprawy wagi równie wielkiej – w żadnym razie nie rzeczy drugorzędne, które można by w imię wolności poświęcić.

Gospodarka

Burke broni wolności jako podstawy działań ekonomicznych. Dla państwa w gospodarce nie widzi w ogóle miejsca, jego rola ma się ograniczyć do zapewnienia uczciwości wymiany i ochrony własności. Bezwzględne poszanowanie własności jest absolutną koniecznością. Jak bowiem zachęcić ludzi do pracy, jeśli nie obietnicą bezpiecznego zachowania efektów trudu i prawem przekazania ich potomnym? Zróżnicowanie bogactwa nie jest w żadnym stopniu niesprawiedliwe, a ponadto jest niebywale użyteczne, bowiem właśnie różnorodność wyzwala inicjatywę jednostek. Gdyby nie ona, państwu zagrażałaby ekonomiczna stagnacja. Poglądy Burke’a są na wskroś przesiąknięte zasadą laissez faire. Ludzką pracę traktuje jak zwykły, podlegający wymianie towar, którego wartość kształtuje się zgodnie z prawem popytu i podaży, prawem posiadającym niemalże boską sankcję. 

Krytyka rewolucji

Edmund Burke nie mógł zaakceptować rewolucji francuskiej. Potępiając ją, odwoływał się do tych samych zasad, które nakazywały mu bronić rewolucji amerykańskiej. W Ameryce bowiem przeszłość pozostawała ważnym układem odniesienia, we Francji rzecz się miała inaczej. Rewolucja tam oznaczała zerwanie ciągłości, zniszczenie dorobku wieków. Wyobraża sobie ona, że społeczeństwo można skonstruować ad hoc, że wszystkie tradycyjne relacje można zastąpić jedną centralną – między władzą a ludem. Rewolucyjny eksperyment jest szaleństwem, nade wszystko właśnie dlatego, że jest eksperymentem – próbą dokonania nagłej, całkowitej zmiany, zerwanie sojuszu teraźniejszości i przeszłości. Znacznie łatwiej jest burzyć niż budować.

Wściekłość i szaleństwo mogą w pół godziny zniszczyć więcej, niż roztropność i przezorność potrafią zbudować w ciągu stu lat.[7]

Rację ma święty Tomasz, który mówi, że tylko w porządku teoretycznym istnieje prawda, w praktyce natomiast celem powinno być dobro. Gdy poszukiwanie prawdy stanie się celem życia społecznego katastrofa będzie nieuchronna. Zasadą życia społecznego jest bowiem kompromis, a roszczenia prawdy zawsze są absolutne.

Cała teoretyczna konstrukcja racjonalistów jest zresztą od samego początku obarczona błędem co do natury ludzkiej. Otóż przyjmują oni, że człowiek jest dobry. A jeśli nawet nie doskonały, to niedoskonałość ta może zostać usunięta przez innowacje w sferze moralności, czy to przez stworzenie lepszych instytucji społecznych.

Człowiek jest niedoskonały i dlatego potrzebuje zewnętrznego, religijnego źródła moralności. Rousseau niesłusznie traktuje sumienie jako nieomylne, doprowadził tym samym do ubóstwienia człowieka, do jego nieuzasadnionego wywyższenia. Etykę chrześcijańskiej pokory zastąpił etyką próżności.

Prawa człowieka

Burke nie wierzył w naturalne prawa człowieka, ideę tę uważał za wysoce szkodliwą. Prawa bowiem nieodmiennie muszą wiązać się z obowiązkami, obowiązki bowiem podtrzymują cywilizację, a gdy ona upada, znikają wszystkie prawa. Dlatego właśnie święta wojna przeciw rewolucyjnej Francji jest koniecznością: abstrakcyjna idea praw człowieka wywłaszcza ludzi z ich rzeczywistych uprawnień. Prawa człowieka i jego wolności wynikają i są gwarantowane przez wytworzone przez niego struktury i instytucje.

  1. Znani i wybitni masoni. Wirtualny Wschód Wolnomularski. [dostęp 2014-08-05].
  2. Louis L. Bredvold, Ralph G. Ross, Ann Arbor, The Philosophy of Edmund Burke, 1960, s. 60.
  3. Edmund Burke, Spech to Electors of Bristol, 1774, s. 147-148.
  4. Edmund Burke, Appeal from the New to the Old Whigs, 1791.
  5. Edmund Burke, Rozważania o rewolucji we Francji, 1790.
  6. Edmund Burke, Rozważania o rewolucji we Francji, 1790.
  7. Edmund Burke, Rozważania o rewolucji we Francji, 1790.

Bibliografia

  • Romuald Rydz: Edmund Burke na ścieżkach wolności. Poznań: Wydawnictwo Poznańskie, 2005. ISBN 83-7177-292-0.
  • J. Daszyńska, Misje Benjamina Franklina w Londynie w latach 1757-1775, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 1994.
  • Adam Wielomski, Konserwatyzm. Główne idee, nurty i postacie, Warszawa 2007.
  • Tomasz Merta, Nieodzowność konserwatyzmu, wyd. Teologia Polityczna, Warszawa, 2012

Linki zewnętrzne